Najpierw chciałbym Was bardzo serdecznie przeprosić. Wiem, że nowa część miała być wczoraj ale zwyczajnie nie miałem czasu. Przedłużył mi się dyżur w szpitalu, a jak wróciłem do domu to trzeba się było zająć synem i tak zleciał mi cały dzień.
Więc oto jest 2 część opowiadania mam nadzieję, że się spodoba. :) Z góry przepraszam za błędy ale dziś poprawiałem i chyba nie wszystko wyłapałem. ;)
Zaczynamy:
Część 2
Wróciła
do domu zmęczona dyżurem, który nie należał do
najłatwiejszych. Pacjentowi pękł tętniak i musiała szybko
operować a jako ,że nikogo nie było musiała się zadowolić
asystą profesora Falkowicza, który za wszelką cenę chciał
z nią rozmawiać na temat ich zakończonego już związku. Zjadła
obiad i usiadła na kanapie, biorąc ze sobą niewielki album.
Otworzyła go na pierwszym zdjęciu. Była na nim młoda kobieta z
facetem swojego życia. Na kolejnych zdjęciach nadal byli oni-
Andrzej z Wiktorią. Na wszystkich razem, uśmiechnięci i pełni
miłości. Na nowszych zdjęciach była sama, z ciążowym
brzuszkiem, później z Franiem jednak nigdzie nie było już
Andrzeja. Dopiero teraz zrozumiała ile straciła, zrozumiała, że
mogła walczyć o tę miłość. Lecz było za późno,
przynajmniej tak jej się wydawało. Nie potrafiłaby zaufać mu po
tym jak ją oszukał. Była przekonana, że już jej nie kocha albo
nawet nigdy nie kochał. Bo przecież gdy się kogoś kocha nie żeni
się z inną kobietą, nie pozwala się odejść tej jedynej. Andrzej
wiele razy próbował tłumaczyć Wiktorii dlaczego tak zrobił,
że małżeństwo z Kingą jest tylko tymczasowe. Jednak ona nie
chciała go słuchać. Wolała uciec do rodziców, zająć się
pracą i nie myśleć o przeszłości. Przeszłość jednak szybko
wraca i to ze zdwojoną siłą. Kiedy dowiedziała się o ciąży
była załamana. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że jej dziecko
nigdy nie pozna swojego ojca, a ona zostanie samotną matką. Później
po wielu rozmowach z matką i przyjacielem- Alberto, zrozumiała, że
może być szczęśliwa. Postanowiła wrócić do Polski krótko
po narodzinach syna. Wiedziała, że musi porozmawiać z Andrzejem
ale nie potrafiła się przemóc. Bała się jego reakcji. Nie
wiedziała czy będzie zły, szczęśliwy czy może obojętny. Ale
obiecała sobie, że zrobi wszystko by jej dziecko miało dwójkę
kochających rodziców. Z rozmyśleń wyrwał ją płacz
dochodzący z głębi mieszkania, szybko wstała i pobiegła do syna.
-no
cześć- powiedziała do Frania, na co mały się skrzywił i zaczął
głośno kwękać domagając się jedzenia.- już, już... cichutko.
Pójdziemy do kuchni i zrobimy mleczko tak?- ale ty jesteś
podobny do tatusia.- mówiła gdy mały zajadał się
jedzeniem. - że też ze mnie nic nie masz.- głaskała go
uspokajająco po główce.
Gdy
Franio się najadł Wiki położyła go spać, a sama jeszcze długo
siedziała przed kominkiem wspominając szczęśliwe lata i planując
swoją przyszłość.
Wstała
wcześnie umyła się, ubrała i zjadła pożywne śniadanie.
Wychodząc zajrzała jeszcze do pokoju malucha, który właśnie
przekręcał się drugi boczek robiąc przy tym zabawną minę.
Uśmiechnęła się do siebie i szybko pożegnała się z panią
Jadzią. Dotarła do szpitala parę minut przed rozpoczęciem dyżuru.
Przebrała się, zrobiła sobie kawę i usiadła na kanapie czekając
na Adama.
-serwus-
rzucił Andrzej wchodząc do lekarskiego.
-Hej,
a czy ja przypadkiem nie mam dyżuru z Adamem.- zapytała
przyglądając mu się podejrzliwie.
-Miałaś
ale niestety braciszek pojechał gdzieś ze swoją niewidomą
dziewczyną.- usiadł przy biurku, patrząc na Wiki.- ale za to
jestem ja a to przecież dużo lepiej prawda?
-Jakoś
nie podzielam twojego entuzjazmu.- ciągnęła popijając parujący
napój.
-No
tak, jak zawsze szczera do bólu. Mam dla ciebie propozycję,
co powiesz na kolację dziś wieczorem?
-Dziękuję
ale nie skorzystam. Nie mam z kim zostawić syna.
-A
opiekunka albo Agata?
-Opiekunka
nie będzie z nim siedzieć przez cały dzień a Agata...
-co
ja?- zapytała blondynka opadając na kanapę.
-Zaprosiłem
Wiktorię na kolację ale nie ma z kim zostawić Franka.
-Nie
ma problemu, mogę z nim zostać i tak bardzo się za nim
stęskniłam.
-No
widzisz wiki to problem z głowy. W takim razie przyjadę po ciebie
o 19:00 do zobaczenia- powiedział i wyszedł zostawiając wciąż
szokowaną Wiktorię.
-Czemu
to zrobiłaś, ja nie mam ochoty z nim wychodzić .
-Powinniście
sobie wszystko wytłumaczyć, a gdyby nie ja to przeciągałabyś to
w nieskończoność.
-Jasne,
czyli powinnam być ci wdzięczna tak?- zapytała przeglądają
dokumentację pacjenta.
-Tak,
a teraz lecę. Do wieczora- Agata pomachała jeszcze przyjaciółce
i udała się do swoich pacjentów.
-No
świetnie po prostu świetnie- mówiła do siebie sprawdzając
pocztę.
-Do
domu dojechała krótko po 18:00. Agata, która
przyjechała wcześniej naszykowała Wiktorii czerwoną sukienkę
oraz buty i dodatki. Wiktoria jednak nie uważała by ta sukienka
była dobra ale ostatecznie się na nią zgodziła. Wyszła z
sypialni i okręciła się wokół siebie.
-I
jak, może być?- zapytała Agaty, która z podziwu nie
wiedziała co powiedzieć.
-Łał...
Ruda wyglądasz zabójczo. Profesorek padnie jak cie zobaczy.
-Wtedy
przynajmniej nie musiałabym z nim wychodzić.
-Nie
przesadzaj, pogadacie sobie, wyjaśnicie wszystko i będzie razem.
Zobaczysz, jeszcze kiedyś mi podziękujesz.- i wystawiła koleżance
język. Rozmowę koleżanek przerwało pukanie do drzwi i płacz
Franka.
-Idź
już na tą kolację a ja się nim zajmę.- powiedziała widząc, że
Wiktoria już udaję się do pokoju syna.
-Poradzisz
sobie?
-Tak,
jak coś to będę dzwonić. A teraz leć już. Papa- pomachała
jeszcze Wiki i szybko poszła do chłopca.
-Wiktoria
ubrała płaszcz i otworzyła drzwi, przed którymi stał
Andrzej z pięknym bukietem róż.
-Cześć,
to dla ciebie- powiedział podając kobiecie kwiaty.
-Hej,
dziękuje piękne są. Pamiętałeś jakie lubię.- stwierdziła
widząc biały kolor kwiatów.
-Jak
mógłbym zapomnieć. To co idziemy?- zapytał podając ramię
kobiecie.
-Tak
tak.
Ruszyli
wolnym krokiem w stronę samochodu profesora. Cały czas bacznie się
sobie przyglądali i uśmiechali się pod nosem. Wiedzieli już ta
kolacja będzie bardzo znacząca w ich życiu.